017.
Rozdział siedemnasty
You don't know what life is until
you die...
Oparta na łokciu przyglądam mu się, zaciskając palce na jego ramieniu. Wbijam paznokcie w opaloną, wytatuowaną skórę. Umierać można wiele
razy, na wiele różnych sposobów...
Nacisk jego zębów na
mojej dolnej wardze utwierdza mnie w przekonaniu, że wciąż jestem żywa. Jestem
prawdziwa. Rozbite przed wieloma miesiacami okruchy mnie samej zrosły się znów w jedno
czujące, pragnące go ciało. Roztrzaskane serce, rozedrgane w lęku o minione
cierpienia, nareszcie znów w stu procentach mu wierzy. Manekiny bez twarzy
przestały się liczyć.
Jestem wolna. Martwa
przed rokiem, dziś świętuję samą siebie, świętuję nas.
<3
OdpowiedzUsuńDobra, jestem trochę zawiedziona, że tak mało szczegółów tu napisałaś xD Krótko wyszło i nie można się tym nasycić. a co innego, gdy opowiadasz, a co innego gdy opisujesz xD
UsuńWięc pisz więcej ;>