środa, 16 kwietnia 2014

012. rozdział dwunasty

012. Rozdział dwunasty
And all I need is you…

Światło ulicznej latarni przedziera się przez szpary w żaluzjach, zalewając mrok i padając kaskadą migotliwych półcieni na jego pogrążoną we śnie twarz. Dawno, stanowczo zbyt dawno, mnie tutaj nie było... Wtulam policzek w jego nagą klatkę piersiową, licząc w myślach wszystkie spokojne oddechy.
Zamykam oczy, a gdy je otwieram jest już jasno. Leżę w rozkopanej pościeli zupełnie sama. Przez moment po omacku wyszukuję dłonią jego ciała, jednak na próżno. Wyplątuję się z koca i prześcieradła, zabierając po drodze szarą bluzę, przewieszoną przez oparcie krzesła.
Odnajduję go w kuchni, opartego o okienny parapet. Niewidzącym wzrokiem patrzy w przestrzeń za szklaną szybą. Nie muszę pytać... zbyt wiele emocji maluje się w jego ciemnych oczach. Obraca się w moją stronę, gdy staje za nim i próbuję objąć go zmarzniętymi dłońmi, na wysokości talii. Przez chwilę patrzy na mnie uważnie, jakby próbował doszukać się odpowiedzi na wszystkie dręczące nas oboje pytania.
– Już niedługo... obiecuję – szepcze, a ja wiem, że właśnie odpowiedział na wszystkie kołaczące się w moich myślach znaki zapytania.  

środa, 2 kwietnia 2014

011. rozdział jedenasty

011. Rozdział jedenasty

Ogłupiam się muzyką. Topię samotność w dźwiękach, zabijam wspomnieniami. Czasami można, kiedy indziej potrzeba. Nie ma słów, którymi mogłabym i jednocześnie chciała to wszystko opisać.
Drżenie skostniałych z zimna kończyn wydaje mi się teraz po prostu właściwe. Zsiniałe chłodem stopy i rozgrzane dłonie. Można i tak, myślę, dopijając resztkę niegazowanej wody mineralnej. Deszcz bębni o szyby sypialnianych okien, choć może tylko mi się wydaje...
Jak bardzo człowiek potrafi przywiązać do kogoś, kogo tak właściwie nie ma? Czy nadal ma się wybór, gdy się kogoś kocha? Wolna wola wydaje mi się teraz zwyczajnie żałosną mrzonką pradawnych bajarzy. Miłości się przecież nie wybiera... nie kalkuluje, nie przelicza. A choć tyle razy chylę się w myślach ku tym słowom, tak wciąż nierealna się czuję. Oderwana, niczym wieczna dusza od martwego ciała...
Rozrywam wspomnienia na drobne kawałki, nie wiedząc, czy którekolwiek z nich wciąż jeszcze należą do mnie. Obrazy, migawki, odgłosy, szepty pośród zamglonej ciszy. I próbuję oddychać, choć szaleństwo dławi mnie w gardle, a obłęd odbija się w szklistych oczach... Dobranoc, kochany.