wtorek, 21 czerwca 2016

032. epilog

032. Epilog
Ze wszystkich rzeczy wiecznych miłość trwa najkrócej...


Jest łatwiej, gdy uważam, że nic nie można zrobić. Że się nie dało i że nie ma kolejnych drzwi. Bo przecież nie ma, nawet jeśli są... jeśli się gdzieś pojawią, jeśli coś się zmieni za rok, czy za dwa albo za sto lat. Ale teraz nie ma drzwi, wyjścia, kolejnego nowego początku. Tysięcznej kolejnej szansy. Mglistej nadziei w oczekiwaniu... Po prostu nie ma. A ja już nie uważam.
Odtwarzam w myślach ten ostatni wieczór i wiem, że ten arkusz zawiera same złe odpowiedzi, choć każda z nich była przecież poprawna. Bo życie czasami udziela złych powodów. I stawia kurewskie pytania, jak drogowskazy. Jak znaki stopu i ograniczenia miłości. Jak pokruszone niemożliwości...
Zamykam oczy. Wróciłam do domu, do życia poza okładkami tej książki i kontentem tego bloga. To zabawne, że istnieje to życie poza... Jak jakaś odrębna galaktyka. Inna, obca i zimna czasoprzestrzeń. Wszechświat o zupełnie innych własnościach, prawach fizyki i gwiazdach. Jak życie po życiu.  Bo przecież umierać można wiele razy, na wiele różnych sposobów... i nawet można umierać w pół zdania i w pół miłości. Można. Umieram więc.
Jest cicho. Mimowolnie przypominam sobie, jak omawialiśmy zaproszenia na ślub. Proste, jasne, z solidnego papieru, z ładnym nadrukiem i fioletową, wrzosową wstążką. Bo to przecież miały być zaślubiny wrzosowisk i kalii. Tak to sobie przynajmniej wymyśliłam. Poetycko, jak zawsze. Trochę naiwnie, ale ładnie.
Wstrzymuję oddech. To zabawne, ale ciało reaguje tak samo. Orgazm czy ból, ślub czy rozwód. Biochemiczna reakcja w mózgu podobna. Neuronom to egal, czy tkwisz jedną nogą w piekle, czy dłonią dotykasz nieba. Ale mnie nie jest egal. Przestałam szeptać wiersze. I to, kurwa, nie jest egal.
Potykam się o własne nogi. Tracę czucie i piszę listy w myślach do ludzi, których nie ma i także do tych, których być może nigdy nie było. Tym, którzy są niewiele mam do powiedzenia. Myślę tylko o tym, że jestem zmęczona. Zbyt zmęczona, by się tłumaczyć i wypowiadać, wysławiać i wypisywać, przelewać i opowiadać, udzielać odpowiedzi, przytakiwać, zaprzeczać, szukać rozwiązań, odnajdywać wyjaśnienia i przekreślać... Bo idąc za Sapkowskim jestem zbyt zmęczona, by akceptować perspektywę końców, które są początkami, od których trzeba wszystko zaczynać od nowa. Można iść dalej, ale „od nowa” zacząć się nie da.
Stoję w miejscu. Odwiesiłam życie na wieszak i bawię się w chowanego. Niczym dziecko czekam, aż ktoś mnie znajdzie. Aż ktoś się wysili i otworzy drzwi, a nie żadne tam pieprzone, internetowe okno. Wyczyta z milczenia, że trzeba mnie przytulić, bo sama o to nie poproszę.
Strzępią mi się wspomnienia pod powiekami. Urywany rytm kroków, biały kot, czarny kot, linie i kreski, kolorowe kredki w jej rękach, piana i bańki, huśtawki, truskawki, kluby i salony, auto, koszulka na poręczy schodów, szpitale. Nowy Orlean, Paryż, Mediolan i ławka w parku na Manhattanie. Żwir pod stopami, biblijne wersety, parapet okna w kuchni, sok z ziaren granatu, ogrzany słońcem zapach bzu, wyblakła trawa gdzieś w zachodniej Polsce. Black Devile, Blue Valentine i niemój sweter we Wrocławskim mieszkaniu. Różowy kubek, zielony kubek, komputery, klawiatury, klawisze, litery i gitary. Litry soku pomarańczowego. Bananowa kawa mieszana sopelkiem na chinkę. Wiśniewski czytany na głos po polsku i po niemiecku. Zielone kartki, klucze, puzzle, Król Lew i Titanic. Cytaty, Jankesi, pies stukający pazurami o panele w środku nocy. Autobusy i samoloty, zapach płynu do prania i tanich perfum z bazaru, bluza w zebry i lwiątka, burza i sklep z czekoladą. Czerwony lakier na paznokciach, czarna bielizna i gorąca herbata z jaśminem. Piasek, ocean, molo w Orłowie, Leśmian i Mariusz Beniot, rozsypane kaskadą odłamków lustro w łazience. Noce, poranki, i czwarta nad ranem. Obce łóżka i znajomy dotyk. Kapsle z napisami, syreny, wystawy, tatuaże i szkice, i studio nagrań. Podłoga w pracowni i nowojorskie metro. Szepty i krzyki, siniaki, blizny i pocałunki, chłód szklanych drzwi pod naciskiem dłoni. Kołysanki i sny, rozstania i powroty...
Przeżycia i doświadczenia, wspomnienia.

Końce.