019. Rozdział dziewiętnasty
Wściekłość przeciwko sobie jest zawsze najbardziej dotkliwa...
Wściekłość przeciwko sobie jest zawsze najbardziej dotkliwa...
Odgarniam mu włosy z czoła, gdy niemal po omacku odnajduje mnie pod kołdrą. Czuję, jak wciąż jeszcze z tłumionej złości drżą mu dłonie i klatka piersiowa. Oddycha płytko i nierówno, zaciskając palce na materiale mojego czarnego podkoszulka.
– Śpij – szepcze mi do ucha, gdy gładzę odruchowo jego policzek. – To był długi i ciężki dzień. Śpij, Kath, śpij...
– Cii... No już, uspokój się – mówię, bo natarczywie gładzi mi włosy, jakby próbował wgnieść mnie w poduszkę. – Schatz, proszę. To nic nie da... przecież wiesz, jak to działa. Proszę... – mamroczę zdławionym głosem, tuląc go do piersi. Jest jak dziecko; przerażony, osamotniony i wściekły. Zamykam oczy z bezsilności, gdy cały zaczyna dygotać od tłumionego szlochu. Materiał na moich piersiach wilgotnieje.
Wpatruję się w czarny sufit, odmierzając w myślach minuty. Za drzwiami pies stuka pazurami o panele, przemierzając korytarz od jednego jego końca do drugiego, niczym wartownik na straży. Zasypiam, gdy ręka mojego ukochanego nieruchomieje na moim ramieniu, a niespokojny oddech przechodzi w miarowy szmer.