poniedziałek, 9 listopada 2015

026. rozdział dwudziesty szósty

026. Rozdział dwudziesty szósty
Karmelova skóra twoja... porysował czas ramiona.

Zaciskam palce na chłodnej skórce kasztana. Dokładam znalezisko do kilku, które wysypała mu na wyciągnięte dłonie. Zbyt późno w tym roku zebraliśmy się na te poszukiwania. Teraz jest ich dokładnie tyle, ile liter w jego imieniu. Gdy wypowiadam tę myśl na głos, oboje się uśmiechają i choć zanosi się na deszcz, mam wrażenie, że właśnie wyszło słońce...
Gdy w kawiarni idą zamówić gorącą czekoladę, łapię go za rękę i odruchowo przyciskam wierzch jego prawej dłoni do swoich umalowanych czerwienią ust. Uwielbiam listopad... w ogóle jesień. Karmin pasuje do grubych swetrów, złotych liści, grafitowych chmur i białej powierzchni kubka z gorącym kakao.
Rozmazany kontur moich warg odznacza się na jego skórze jeszcze długo po powrocie do domu. Krzykliwa czułość odciśnięta na betonowym murze milczących niewypowiedzeń...