010.
Rozdział dziesiąty
Bez
papierosa „zaraz po” seks jest jak „niedokończony”...
Wyplątuję się z jego
objęć i po raz kolejny łamię złożoną obietnicę. Z pozostawionej w salonie
kurtki wyciągam paczkę mentolowych papierosów. Wyciągam jednego i niemal po
omacku wyszukuję na blacie stołu zapałek...
Półnaga siadam na
dywanie i opierając się o białą szafę, odpalam papierosa. Nikły płomień na
kilka sekund oświetla półmrok i ginie. Zapałka dymi się przez chwilę, po czym
martwe, wypalone drewno kruszy się w moich palcach. Sięgam ze stolika szklaną
popielniczkę. Zamykam oczy. To takie
prawdziwe... ogień wypala. W gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy jak te
zapałki.
Zaciągam się gryzącym
dymem ostatni raz i gaszę dogorywający niedopałek. Po cichu, powoli wracam do
łóżka. Wsuwam zmarznięte kończyny pod nagrzaną kołdrę i wtulam się w jego
ciało. W półśnie obejmuje mnie i przygniata swoim ciężarem, gdy przytula
policzek do mojej klatki piersiowej, a wytatuowaną dłoń kładzie na moim
brzuchu.
– Kath? – Słyszę swoje
imię, ale nie odpowiadam. Domyślam się co powie. – Nienawidzę, gdy palisz...
– Kocham, gdy mnie
pieprzysz...
Wytatuowana dłoń działa na mnie bardziej niż ostatnie zdanie... ♥
OdpowiedzUsuńHaha, dlaczego mnie to nie dziwi? ;))
UsuńJak obiecałam- zbieram się w sobie, ażeby powiedzieć te kilka słów... ;)
OdpowiedzUsuńTwój enigmatyczny sposób pisania za każdym razem wprowadza mnie w zachwyt... To o czym piszesz jest takie nieziemskie... każde zdanie jest przepełnione czymś czego nie potrafię określić...
I tak jest również w tym rozdziale. Tak prozaiczną, tak ziemską czynność jak palenie papierosa przedstawiasz w sposób wręcz magiczny. I tylko ostatnia wypowiedz przypomina mi, że jest to wciąż opowieść o ludziach, a nie aniołach...
A na koniec oficjalnie witam na blogspocie. Mam nadzieje, że będzie się wam dobrze współpracować. ;)