środa, 2 kwietnia 2014

011. rozdział jedenasty

011. Rozdział jedenasty

Ogłupiam się muzyką. Topię samotność w dźwiękach, zabijam wspomnieniami. Czasami można, kiedy indziej potrzeba. Nie ma słów, którymi mogłabym i jednocześnie chciała to wszystko opisać.
Drżenie skostniałych z zimna kończyn wydaje mi się teraz po prostu właściwe. Zsiniałe chłodem stopy i rozgrzane dłonie. Można i tak, myślę, dopijając resztkę niegazowanej wody mineralnej. Deszcz bębni o szyby sypialnianych okien, choć może tylko mi się wydaje...
Jak bardzo człowiek potrafi przywiązać do kogoś, kogo tak właściwie nie ma? Czy nadal ma się wybór, gdy się kogoś kocha? Wolna wola wydaje mi się teraz zwyczajnie żałosną mrzonką pradawnych bajarzy. Miłości się przecież nie wybiera... nie kalkuluje, nie przelicza. A choć tyle razy chylę się w myślach ku tym słowom, tak wciąż nierealna się czuję. Oderwana, niczym wieczna dusza od martwego ciała...
Rozrywam wspomnienia na drobne kawałki, nie wiedząc, czy którekolwiek z nich wciąż jeszcze należą do mnie. Obrazy, migawki, odgłosy, szepty pośród zamglonej ciszy. I próbuję oddychać, choć szaleństwo dławi mnie w gardle, a obłęd odbija się w szklistych oczach... Dobranoc, kochany.

3 komentarze:

  1. Wszystkiego najlepszego ;** <3
    Mam nadzieję, że Twój Kochany właśnie daje Ci jakiś niesamowity prezent ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się bardzo sposób Twojego pisania. Te wszystkie emocje jakie opisujesz w kilku zdaniach. Nie wiem tylko czy traktować to jako pamiętnik czy opowiadanie?:)

    OdpowiedzUsuń