18 lutego 2014
007.
Rozdział siódmy
Oh, ma
douce souffrance...
Kropla zimnej kawy
spływa leniwie po białej glazurze ceramicznego kubka, pozostawiając nań beżowy
ślad. Obserwuję, jak dotyka dna i ginie pod cienką szparą, na białym stole.
Zamykam oczy, czując silne dłonie na nagich ramionach.
– Zimno ci... – szepcze,
całując czubek mojej głowy. Ma rację, jak zwykle zresztą. Obejmuje mnie mocno,
pozwalając bym wtuliła się w jego ciepłe ciało. – Musisz jeść, rozumiesz? –
mówi, już spokojniej, chociaż w moich uszach wciąż pobrzmiewają słowa, które
wykrzyczał kilkanaście minut wcześniej. Odruchowo mimowolnie pocieram
nadgarstki... – Przepraszam – dodaje, zauważając moją reakcję. – Martwię się o
ciebie... – Ujmuje delikatnie przegub mojej ręki, na którym odcisnął się ślad
srebrnej bransoletki, pozostawiony na mojej skórze przez jego własne palce. –
Nie możesz mi tego robić...
Milczę. Słowa więzną w
moim gardle; już dawno uznałam, że kłótnie nie mają najmniejszego sensu. Gdy
nie odpowiadam, znów całuje moje włosy. Nie chcę psuć spokoju, który wniósł w
moje życie po tylu tygodniach udręki, więc powoli, ostrożnie wplatam palce w
jego jasną czuprynę, gładząc niesforne kosmyki.
– Sans toi ma vie n'est qu'un décor qui brille, vide desens... –
Uśmiecham się, a choć nie rozumiem ani słowa, wyplątuję się z jego ciasnych
objęć. Obracam się na krześle i subtelnie całuję skórę jego płaskiego
brzucha... Czuję jak pod moimi wargami drżą mięśnie. – Nie rób tego... – Słyszę
tuż nad swoim uchem, gdy nachyla się nade mną.
– Czego? – pytam
bezmyślnie, odchylając lekko głowę, bo ciepły oddech w okrutny sposób drażni
moją szyję.
– Nie baw się mną tak –
odpowiada, ale udawana stanowczość w jego głosie ginie, gdy muska ustami
miejsce tuż pod moim prawym uchem...
W.
OdpowiedzUsuń(18 lutego 2014, 18:30)
Masz przeogromny talent to pisania. Coś co można zawrzeć w kilku zdaniach, Ty to rozbudowujesz, oplatasz w piękne słowa i dodajesz ogrom emocji, które aż biją z monitora. Jak?
(18 lutego 2014, 19:16)
UsuńSzczerze mówiąc wolałabym chyba pisać tak, żeby w jednym słowie zawrzeć te wszystkie emocje. Ilekroć czytam J.L. Wiśniewskiego, tyle razy uświadamiam sobie, jak bardzo niedoskonałe są moje teksty...