poniedziałek, 17 marca 2014

002. rozdział drugi

7 grudnia 2013

002. Rozdział drugi

Obcasy szpilek stukają rytmicznie o chodnikowe płytki. Jeszcze tylko klucz w zamku obrócony dwukrotnie i zgrzytliwe pojękiwanie mosiężnej klamki. Torbę z zakupami niosę do kuchni zostawiam na stole. Biała kotka ociera się o moje łydki, mrucząc cicho, a młody cocker spalniel merda przyjaźnie ogonem, wybiegając na powitanie z salonu. Domowe ciepło ogrzewa moje skostniałe dłonie i zmarznięte stopy, gdy wracam do holu; powoli odtajam. Ściągam buty, odwieszam kurtkę na wieszak, głaszczę psa i podnosząc kota z podłogi, boso, po cichu wchodzę na górę.
W sypialni, przypięte do okiennej ramy, migoczą świąteczne światełka. Jego ciemna postać majaczy na tle niebieskawej poświaty. Zwierzak w moich ramionach mruczy, zawzięcie próbując oderwać zębami złotą kokardkę przy mojej bluzce.
– Są piękne... – mówię i uśmiecham się podziwiając świetlistą ozdobę. Widzę, jak w niedowierzaniu unosi z powątpiewaniem lewą brew, ale kąciki jego ust drgają lekko w mimowolnym odruchu.
– Te same, co w zeszłym roku... – Przypomina mi. – ...i w poprzednim.
– Wiem. – Przyglądam się przez chwilę jasnym refleksom, jarzącym się w gładkiej tafli szyby. – Są piękne... – powtarzam. – Tak samo, jak w zeszłym roku... i w poprzednim.
Odwraca się w moją stronę, opierając się o parapet. Wyjmuje z moich dłoni ciepłe ciałko i unosząc je na wysokość swojej twarzy, patrzy futrzakowi w oczy.
– Powiedzieć jej? Co, Leo? Myślisz, że powinna wiedzieć? – Kotka mruży powieki, jakby siłowała się z nim na spojrzenia. Przestaje mruczeć i zaczyna nerwowo machać puszystym ogonem. – Widzisz? Leo uważa, że to zły pomysł... – Szczerzy zęby, drapiąc Leo za uszami.
– O czym ty mówisz? – Wzdycham, bo nie bawi mnie ta zagrywka. Doskonale znam tę strategię...
– Mówię o twoim prezencie mikołajkowym...
– Schatz, daj spokój... Ja nie mam pięciu lat. – Protestuję, ale on ucisza mnie jednym spojrzeniem.
– Zamknij oczy... – szepcze, nachylając się nade mną. – Kath... – Ponagla, widząc, że nie zamierzam poddać się tak łatwo. W końcu, niczym dziecko, poddaję się i zasłaniam oczy dłonią. Słyszę, jak kocie łapki lądują miękko na panelach. Przez ułamek sekundy nic się nie dzieje, a zaraz potem drżące, zimne palce muskają lekko moją szyję. Dreszcz przeszywa mnie od karku przez całą linię kręgosłupa. Z opóźnieniem orientuję się, że coś małego i chłodnego przylega do rozgrzanej skóry mojego dekoltu. Przesuwam dłoń z twarzy na pierś. Pod opuszkami wyczuwam gładką krawędź metalu i jeszcze jakiegoś innego, cennego kruszcu.
– Wisiorek... – stwierdzam w końcu i otwieram oczy. W odbiciu szyby widzę, jak na cienkim łańcuszku połyskuje delikatnie w przytłumionym świetle niezbyt duże, niby srebrne serduszko. W środku błyszczy roziskrzony brylancik w tym samym kształcie. Znam jednak zbyt dobrze mojego ukochanego, by nie wiedzieć, że to jubilerskie cudeńko to coś o wiele cenniejszego niż zwykły kryształ osadzony w srebrze... – Czy to...? – Głos mi drży, bo domyślam się odpowiedzi.
– Diament w platynie – odpowiada spokojnie, jakbym pytała o prognozę pogody. – Na odwrocie wygrawerowany jest napis. – Słyszę i automatycznie odwracam zawieszkę, ostrożnie naciągając łańcuszek tak, by móc na nią spojrzeć. Literki są małe, czcionka delikatna, pochyła, lekko podłużna, choć w tym świetle niemalże zupełnie jej nie widać. Mimo to odczytuję po cichu słowo po słowie.
„Lass mich nie vergessen, wie sehr ich dich liebe...”

1 komentarz:

  1. Methrylis
    (8 grudnia 2013, 21:48)
    Matko święta, jakie to piękne... :O Ten cytat na końcu - ileż ja bym dała, by otrzymać coś takiego od kogoś tak bardzo bliskiemu memu sercu...

    OdpowiedzUsuń