czwartek, 21 kwietnia 2016

031. rozdział trzydziesty pierwszy

031. Rozdział trzydziesty pierwszy
You're the only one that matters...

Ciężkie, popołudniowo-wieczorne słońce rozlewa się jaskrawymi kaskadami po jasnych panelach pracowni, gdy odnajduję go pogrążonego w ciszy i własnych myślach. Otwiera oczy dopiero, gdy siadam okrakiem na jego kolanach i odgarniam mu jasne włosy z czoła. Wpatruje się we mnie, jakby nie widział mnie od dobrych kilku dziesięcioleci i jakbyśmy wcale nie spędzili razem niemal całego dnia. W jego oczach odbija się to zmęczenie, które od tygodnia zapija kawą i wypala z każdym kolejnym papierosem, ale mimo to jest spokojny.
Niemal bezwiednie dotykam nosem jego nosa i muskam spierzchnięte usta. Po minucie lub dwóch coraz bardziej zachłannego pocałunku czuję nacisk jego zębów na swojej dolnej wardze. Jest trochę tak, jak we wrześniu, choć wydaje mi się, że od dnia naszych zaręczyn minęły już całe wieki. Mimo to prawie tak jak wtedy jego pewne dłonie pełzną po białym materiale mojej bokserki, by wspiąć się po żebrach i dotknąć mojego biustu.
Pocałunek urywa się jednak nagle, gdy wtula twarz w moją szyję, drażniąc zarostem wgłębienie tuż nad moim prawym obojczykiem. Przez moment siedzimy przytuleni, niemal nieruchomo. Gładzę jego kark, wsłuchując się w płytki oddech, by w chwilę później mimowolnie wbić paznokcie w jego ramiona, gdy przez opięty na moim ciele materiał przygryza sutki moich piersi...

1 komentarz: