029. Rozdział dwudziesty dziewiąty
Love don’t break me...
Z
zamkniętymi oczami i twarzą przytuloną do jego piersi, wsłuchuję się w muzykę. Po
kilku minutach z trudem odróżniam użyte w podkładzie sample od bicia jego
serca. Jest w tym coś magicznego; coś, co nierozerwalnie wpisuje się w naszą
historię.
–
Opowiesz mi o czym wtedy myślałeś? – pytam w końcu, wiedząc, że sam nigdy nie
zacznie tematu. – Czego nie mogłeś mi wybaczyć?
–
O wielu rzeczach – odpowiada i wyczuwam w tych słowach tę samą znaną mi już
niechęć. – Pisałem to przed rokiem, Kath... ale głównie wtedy myślałem o tym, że jestem zmęczony. I tak tragicznie bezradny. Miałem wrażenie, że jestem w
twoim życiu tylko fantomem.
–
Fantomem? – powtarzam bezmyślnie, nie umiejąc wyobrazić sobie takiego stanu
rzeczy. To słowo zupełnie nie pasuje do moich wspomnień.
–
Patrzyłem jak umierasz – oświadcza martwym głosem po kilku dłużących się minutach
ciszy. – Byłaś głucha na wszystko, co mówiłem. Na każdy zdroworozsądkowy
argument – ciągnie, a ja czuję jak jeżą mi się włosy na przedramionach. Wtedy
tak o tym nie myślałam, ale to przecież prawda, dlatego nie protestuję, tylko po omacku odszukuję jego rękę. Przyciskam wierzch jego dłoni do swoich
ust, przeczuwając, że wreszcie wyrzuci z siebie to wszystko, od czego izolował mnie
miesiącami. – Postawiłaś mnie pod ścianą, Kath. Nie dałaś mi prawa głosu... Uparłaś
się na coś, co było po prostu szaleństwem, zupełnie nie biorąc pod uwagę, że
jeśli coś pójdzie nie tak, to zostanę z tym wszystkim sam. – Ból w jego głosie
jest tak przenikliwy, jakbyśmy wciąż tkwili w tamtym szpitalu. Jakby dzielące
nas od tamtego miejsca tysiące godzin i kilometrów nigdy się nie zdarzyły. – Było
tak, jakbyś mnie nie słyszała, jakby wcale mnie tam nie było. [...] Wtedy
którejś nocy pomyślałem, że mniej by bolało, gdybyś strzeliła mi prosto w serce
albo w tył głowy. Bylebym tylko nie musiał na to patrzeć... – Ostatnie zdanie zawisa
między nami i osiada na skórze jak kurz. Czuję jak łzy mimowolnie pieką mnie
pod zamkniętymi powiekami i nagle przytłaczają mnie na nowo odległe
wspomnienia. Tak samo czułam się, kiedy jako trzynastolatka topiłam się w morzu,
tyle że tym razem nie ma wokół mnie żadnego morza. Straciłam podparcie. Nagle
wszystkie moje powody, na których się wówczas opierałam zniknęły, jak gdyby nigdy ich tak naprawdę nie było. – Właśnie tego nie umiałem i nie umiałbym ci wybaczyć. Złamałabyś
mnie tym...
Najważniejsze, że otworzył się przed Tobą, że mogliście o tym porozmawiać, a on mógł wyrzucić z siebie wszystko to co gdzieś tam w nim było. Widać jak bardzo jesteś dla niego ważna, a On dla Ciebie.
OdpowiedzUsuń